Wraz z początkiem grudnia rusza Świąteczne szaleństwo, a ja razem z nim (co prawda w sklepach już od połowy października można było wypatrzeć czekoladowe mikołaje, ale to szczegół)! Postanowiłam zacząć od bomby – nie tam jakieś ciasteczka, pierniczki, drobiazgi – w tym roku otwieramy sezon Piernikowym Domkiem :) Jeśli zwiedziliście już moją Ciasteczkową Wystawę (na żywo lub on-line) to wiecie, że główną atrakcją Zimowego Stołu był właśnie olbrzymi Domek, który wykonałam w całości z korzenno-kakaowych ciasteczek.
W dzisiejszym wpisie przybliżę Wam nieco technicznych aspektów projektowania, pieczenia i składania domku z piernika (lub z oczywiście ciastek). Przed rozpoczęciem moich prac na prawdę dużo na ten temat czytałam i oglądałam instrukcje w necie, jednak i tak pojawiło się sporo kwestii nie do przewidzenia..
Zaczęło się oczywiście od projektu. Najpierw metodą prób i błędów złożyłam swój domek w wersji papierowej. Przydała się tu długa linijka oraz papierowa taśma klejąca, która łatwo się odrywała w sytuacji, kiedy musiałam wprowadzić do projektu kolejne poprawki.
Mój domek składać się miał z części parterowej (boczna część to „kuchnia”, główna część stanowiła „salon”) oraz z piętra. Przed główną częścią parterową dodałam jeszcze ganek z daszkiem. Oczywiście nie mogłam zrobić jakiegoś prostego dachu – wymyśliłam sobie trzyspadową konstrukcję nad kuchnią (nawet nie wyobrażacie sobie jak tego później żałowałam). W końcu to zupełnie normalne podeście, aby przy pierwszym w życiu domku z piernika porywać się od razu na skomplikowaną bryłę, zwłaszcza własnego projektu, prawda?
Upieczenie wszystkich elementów zajęło mi 4 (słownie: cztery) godziny. Mówiąc „upieczenie” mam na myśli samą pracę piekarnika. Przygotowanie ciasta, jego odpowiednie schłodzenie i późniejsze wycinanie elementów zajęło prawie drugie tyle. Część z tego robiłam już w trakcie pieczenia innych elementów, ale myślę, że łącznie poświęciłam na to co najmniej 6 godzin. Do wszystkich elementów użyłam aż dziewięciu porcji ciasta z mojego klasycznego przepisu (znajdziecie go TUTAJ), co stanowiło:
- 18 jajek
- 8 kostek margaryny
- 4,5 kg mąki
- 5 szklanek cukru
- prawie 2 opakowania kakao
- 3 paczki cynamonu
Wszystkie części domku należy dobrze wystudzić przed przystąpieniem do dalszych prac, najlepiej przez całą noc.
Mimo moich najlepszych starań (nie dodawałam do ciasta proszku do pieczenia ani sody, tak aby mi ono nie rosło) i tak ciacha się nieco zniekształciły w trakcie pieczenia. Przy użyciu noża docinałam więc jeszcze na ciepło (bardzo ostrożnie!) części, które miały mieć bliźniacze kształty.
Elementy, które miały być łączone pod kątem (jak na przykład ściany i dach ganku) docięłam nieco wzdłuż brzegów pod kątem 45 stopni – dzięki temu poszczególne elementy mogły się lepiej ze sobą później połączyć.
Przygotowałam nawet dla Was kompletny projekt domku do druku – możecie go pobrać w dwóch wersjach. W wersji podstawowej macie tylko tą górną część, czyli cztery ściany + podłoże + dach i komin widoczne na zdjęciu poniżej. W wersji full wypas znajdują się wszystkie elementy wykorzystane przeze mnie. Oczywiście możecie upiec to również z prawdziwego piernika i ozdobić na milion innych sposobów :)
Projekty do druku TUTAJ (Projekt Bazowy) oraz TUTAJ (Wersja PRO).
Teraz zdradzę Wam kilka trików, które pomagają utrzymać ciasteczkową konstrukcję w odpowiedniej formie. Po pierwsze – unikajcie zbędnych elementów, które będą Wam obciążać całą konstrukcję. Ja na przykład najpierw zaprojektowałam sobie komin składający się z czterech przeciwległych ścianek (tak jak w papierowej wersji), jednak po upieczeniu ciasteczek okazało się, że w zupełności wystarczą dwie – pusta przestrzeń w szybie komina nikomu do szczęścia nie będzie potrzebna, a odpadło mi kilka elementów, które mogłyby się popsuć albo obciążyć mi dach. Dlatego też mój komin ostatecznie wyglądał tak:
Drugi trik – podpórki! Wykorzystujcie do sklejania poszczególnych ścianek klasyczny lukier królewski (nie może być tylko zbyt rzadki, aby nie spłynął ze ścianek). Lukier taki zastyga powoli, ale kiedy już jest zupełnie suchy trzyma jak cement :) Nie próbujcie połączyć wszystkich elementów na raz, a raczej pracujcie etapami. To prawdziwy test cierpliwości! Ja najpierw połączyłam mniejsze elementy jak ganek albo daszek, a dopiero później doklejałam je do całości. Pamiętacie, aby świeżo klejone elementy podeprzeć czymś, żeby trzymały swój kształt zanim lukier nie zaschnie.
Podpórki przydadzą się również do umieszczania elementów dekoracyjnych. Jeśli chcecie wykonać jakieś szczegółowe zdobienia np. ścian to polecam zrobienie tego przed sklejeniem całości – malowanie w pionie jest na prawdę mało wygodne (niestety przekonałam się o tym również na własnej skórze, ale o tym później). Tu wykorzystałam na przykład linijkę jako podpórkę dla zwisających „sopli” z okien, które przygotowałam sobie wcześniej :)
Do podtrzymania ścian wytoczyłam cięższe działa, czyli słoiki, kubki czy butelki. Takie konstrukcje najlepiej zostawić do wyschnięcia na kilka dobrych godzin (ja zawsze dla pewności trzymałam je tak całą noc). Kolejny trik – jeśli nie chcecie, aby we wnętrzu widać było ślady klejenia ścian, połączcie je lukrem w takim samym kolorze!
Nawet przy mniejszych elementach warto zastosować podkładki – tu na przykład kleiłam łóżeczko, ale dzięki podłożeniu pod nie kawałka innego ciasteczka mogłam już działać dalej, nie czekając aż całość zastygnie :)
Ostatni trik – wzmocnienie! Im dłużej siedziałam nad tym domkiem tym cięższy zaczynał on się robić. Z tego też powodu zaczęłam mieć wątpliwości do do jego wytrzymałości (w zasadzie niczym nie podparte, ale wolałam mieć pewność na przyszłość). Zdecydowałam się więc wzmocnić podstawię domku podklejając ją dwiema warstwami grubego kartonu. Oczywiście w przypadku mniejszych domków nie musicie tego robić, ale jak pomyślałam o transporcie całej konstrukcji przez pół Polski to wolałam się zabezpieczyć na wszystkie możliwe sposoby :)
Po złożeniu wszystkich elementów domek prezentował się tak jak zdjęciu poniżej. Oczywiście wymagał jeszcze kilku zabiegów estetycznych, ale tu już widzicie wersję nieco „poprawioną”.
Miejsca łączenia poszczególnych elementów wygładziłam lukrem w odpowiednim kolorze, a następnie dodałam tam „rynny” z rurek z kremem albo fakturę cegieł, żeby przykryć wszystkie nierówności. Cegiełki były całkiem przydatne zwłaszcza na rogach ścian:
Miejsce łączenia pięter również pokryłam dwoma rzędami domalowanych cegieł. Niestety skończył mi się już wtedy czerowny lukier i musiałam od nowa mieszać kolory, przez co druga partia wyszła nieco ciemniejsza, ale gdybym zrobiła to lepiej, to miejsce łączenia byłoby jeszcze mniej widoczne.
Jeszcze może słowo o dachu. Połacie kryjące piętrową część pokryłam biszkoptami jeszcze na płasko, przez co wyglądały one później równo i estetycznie, dopiero ostatni, łączący obie części rządek dodałam później. Niestety było mi je wtedy trudniej przymocować równo do dachu (nie bardzo miałam jak je podeprzeć i zostawić do całkowitego wyschnięcia i musiałam mocno uważać, żeby nie pokruszyć biszkoptów).
PS. Na zdjęciu poniżej widać również schody, które pierwotnie miały prowadzić na piętro, ale jak się okazało w trakcie konstrukcji nie mam na nie miejsca. Najpierw przygotowałam ich inną, uproszczoną wersję, ale ostatecznie zrezygnowałam z nich zupełnie.
Przy części parterowej dachu, która była bardziej skomplikowana konstrukcyjnie, najpierw zamocowałam dach, a dopiero później go dekorowałam – nie rozsądzę Wam ostatecznie, która wersja jest lepsza, ale generalnie dach parteru wyszedł, no cóż, krzywy. Nie byłam w stanie kontrolować każdego jednego biszkopcika i w trakcie wysychanie część z nich mi się poprzesuwała. Chyba więc lepiej przykleić ile się da wcześniej, a dopiero później sklejać resztę…
Ufff to chyba tyle, jeśli chodzi o konstrukcję – w następnych odcinkach pokażę Wam jak taki domek można udekorować (zarówno z zewnątrz jak i w środku!), jak zamontować w nim oświetlenie i przygotować do transportu :) Ciekawi?