Uwielbiam piec muffinki – są mega szybkie, po przygotowaniu można je przechowywać kilka dni i są przepyszne. Dziś mój ulubiony i sprawdzony dziesiątki razy przepis. W oryginale pochodzi on z TEJ strony, ja go jednak nieco zmodyfikowałam tak aby jego wykonanie było jeszcze prostsze i szybsze :)
Składniki (ok. 12 szt. – cała blaszka):
- 125 mg miekkiego masła
- 2 jajka
- 1/2 szklanki cukru
- 1 opakowanie cukru wanilinowego
- 2 szklanki mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 1 szklanka (250ml) maślanki
Często w przepisach na babeczki miesza się oddzielnie skladniki suche (mąkę, proszek, cukier itp.) i oddzielnie mokre (jajka, masło, maślankę itp.) i dopiero na koniec się to łączy. Dla mnie było z tym za dużo zachodu (+ zawsze to dodatkowa miska do mycia), dlatego kiedy wyczytałam na jakimś amerykańskim blogu pewien „tajny patent” stosuję go za każdym razem – i zaraz się nim z Wami podzielę :)
Ucieramy miękkie masło z cukrem i cukrem wanilinowym, po chwili dodajemy jajka i mieszamy do uzyskania jednolitej masy (ok. 1 minutę na wysokich obrotach miksera). Do mąki dodajemy proszek do pieczenia i sól, do szklanki nalewamy maślankę. Tajny sposób na przepyszne, puszyste muffinki polega na stopniowym dodawaniu na zmianę mąki i maślanki, tak aby konsystencja masy za bardzo się nie zmieniała. Do miski wsypujemy ok. 1/3 mąki i mieszamy wszystko. Ciągle miksując dodajemy połowę maślanki, później znowu mąkę i resztę maślanki. Ostatnią część mąki dodajemy stopniowo do uzyskania pożądanej konsystencji. Masa powinna być dość rzadka, ale nie na tyle żeby zupełnie spływać z widełek miskera – na zdjęciu widać, że większość masy spłynęła, ale część jeszcze się trzyma – dla mnie to jest właśnie idalna konsystencja :)
Nakładamy masę do foremki wyłożonej papierowymi papilotkami. W zależności od tego jak duże chcemy mieć nasze babeczki wypełniamy od 2/3 do 3/4 foremki. Na zdjęciu poniżej widzicie babeczki przygotowane do dalszego zdobienia kremem (po lewej) oraz do zjedzenia bez kremu (tzw. dietetyczne) :) Uważajcie, aby nie robić „górki” z masy, ponieważ w trakcie pieczenia jeszcze urośnie i albo wypłynie zupełnie albo zamiast kształtnej muffinki będziecie mieć grzybki :)
Muffinki pieczemy 20-25 minut w temperaturze 180 stopni. Jak już tak się dzielę moim doświadczeniem to zdradzę Wam jeszcze jeden sekret – tym razem na zapobieganie opadaniu czy wręcz zapadaniu się babeczek. Informację tę również znalazłam na jakimś blogu (za nic nie potrafię sobie niestety przypomnieć na którym). Sztuczka polega na tym, aby podczas rozgrzewania piekarnika nastawić temperaturę na nieco wyższą (ja daję 200 stopni) i obniżyć ją do prawidłowej dopiero przy stawianiu blachy do piekarnika. Nie mam pojęcia na jakiej zasadzie to działa, ale od kiedy to robię jeszcze nigdy mi babeczki nie opadły :) Poniżej widzicie babkę gotową do dalszej dekoracji (tym razem po prawej) oraz do schrupania (po lewej):
Do tego podstawowego przepisu możecie oczywiście dodawać dowolne dodatki. Moje ulubione wersje to:
- korzenna (2-3 łyżki przyprawy korzennej do piernika + trochę więcej cynamonu a na wierzch siekane płatki migdałów)
- czekoladowa (3 łyżki ciemnego kakao, na wierzch czekoladowa posypka lub kandyzowana skórka pomarańczowa)
- cytrynowa (1 łyżka soku i 2 łyżki startej skórki z cytryny)
A jakie są Wasze ulubione wersje tych pyszności?