Miało być realistycznie, wyszło trochę mrocznie.. No cóż, przynajmniej wpasowałam się w to całe Halloween :) Chodźcie zobaczyć moje anatomiczne ciasteczka w kształcie czachy oraz złamanych serc!
Już od ponad roku ta czaszka walała się po mojej szufladzie z foremkami “okazjonalnymi”. Tak, mam też szufladę “świąteczną”, “weselną” i “dziecięcą”, dzięki, że pytacie. Postanowiłam ją w końcu wykorzystać do stworzenia lukrowanej, anatomicznie poprawnej czaszki. Która na dodatek przeleżała już parę lat w piachu :)
Sam proces lukrowania nie był prosty – podzieliłam go na kilka etapów, aby dokładnie rozróżnić poszczególne jego elementy. Cały proces uwieczniłam na zdjęciach – najpierw lekko naszkicowałam sobie zarysy, a następnie po kolei wypełniałam je lukrem i czekałam chwilę aż zastygną. W przeciwnym razie wszystkie kawałki zlały by się w jedną plamę!
Zależało mi na przestrzennej formie, dlatego w niektórych miejscach dałam nawet kilka warstw białego lukru królewskiego. Wzorowałam się na tej grafice. Ale najlepsza zabawa i tak była przy malowaniu!
Kiedy cały lukier dokładnie wysechł, wyciągnęłam mój niezastąpiony aerograf i czarnym barwnikiem jadalnym zaczęłam powoli, warstwa po warstwie, cieniować wzór. Jako że jestem leniwą bułą, to zignorowałam fakt, że chyba dysza aerografu wymagałaby lekkiego przeczyszczenia, bo strumień barwnika nie był tak idealnie gładki jak powinien, ale właściwie to spodobał mi się efekt takich kropeczek z farby zamiast gładkiego gradientu. Nadaje takiego surowego wyglądu całemu zdobieniu, prawda? Tutaj widzicie je na zbliżeniu:
Aby nieco ekhm… ocieplić cały zestaw, dodałam jeszcze kilka złamanych (ale naprawionych!) serc, które wykonałam podobną techniką. Dodałam do nich kilka „zszywek” wykonanych czarnym lukrem.
Co myślicie o takim zdobieniu? Mam nadzieję, że nie będzie Wam się śniło po nocach ;)