Dziś mam dla Was coś specjalnego – moje pierwsze wielowarstwowe ciacho! Jeśli nie spotkaliście się wcześniej z takim tworem to zapraszam, chętnie pokażę Wam jak je wykonać od zera. Tak, zajmie to chwilę, ale obiecuję, że będzie warto :)
Moją pierwotną inspiracją do tego typu ciacha było to szalone dzieło wykonane przez Arty McGoo. Długo już chodził mi po głowie podobny projekt, ale jakoś nigdy nie mogłam się za niego zabrać.. do czasu :)
Wiecie jak to jest, kiedy przeglądacie miliony zdjęć zupełnie niezwiązanych z pracą, aż tu nagle spływa na Was natchnienie i od razu w głowie krystalizuje się Wam gotowa wizja nowego projektu? Cóż, w tym przypadku dokładnie tak było. Zdjęciem, które ruszyło moją wyobraźnię była ta grafika autorstwa ZAKI Abdelmounim:
Od razu wymyśliłam sobie, że połączę dwie super sprawy – przestrzenne ciasteczko oraz styl steampunkowy, który uwielbiam! Ciacho wymagało sporo pracy, ale wydaje mi się, że efekt jest całkiem zadowalający :)
Z oczywistych względów ciasteczko to wykonywałam wieloetapowo. Za bazę posłużyło mi duże, prostokątne ciacho, które pokryłam gęstym lukrem. Aby osiągnąć taką falistą fakturę wystarczyło przeciągnąć zwykłym nożem stołowym po powierzchni jeszcze mokrego lukru i pozostawić ją do wyschnięcia.
„Wodorostowe” części ciacha również przygotowałam oddzielnie – uformowałam je jeszcze przed upieczeniem. Aby ułatwić sobie określenie odpowiednich proporcji kształtowałam je na wydrukowanym w skali 1:1 projekcie całego ciacha.
Oddzielnie powstał również cały zarys konika – namalowałam go lukrem na papierze do pieczenia, pod który podłożyłam wydrukowany projekt. Dzięki tej szcztuczce mogłam łatwo odwzorować jego dokładny kształt. Następnie, warstwa po warstwie, dodawałam więcej szczegółow. Pamiętajcie, aby pozwolić kolejnym warstwom lukru nieco zastygnąć, aby się nie zmieszały. Podobnie wykonałam wodorosty – najpierw baza (już na konkretnym ciasteczku), a dopiero później więcej szczegółów.
Kiedy cały lukier wysechł zabrałam się za jego malowanie. Tak, wiem, zazwyczaj najpierw barwię lukier i maluje nim już gotowe, kolorowe obrazki, ale tym razem chciałam nieco pokombinować z barwnikami jako jadalnymi farbkami. Tu na przykład widzicie pomalowane tło – aby osiągnąć w miarę łagodne przejścia między kolorami posłużyłam się gąbeczką do makijażu. Jak widać techniki malowania gradientów można łatwo przekładać z pazurków na ciacha :)
(PS. Nie, to czerwone to nie jest krew, nie martwicie się :P To tylko barwnik, którego używałam do innego ciacha robionego w tym samym czasie!)
Na koniec pomalowałam mojego konika morskiego na kolory nieco postarzonej miedzi (tak wiecie, utrzymując steampunkowy klimat), dodałam nieco detali takich jak bąbelki powietrza w wodzie albo metaliczne szczegóły „uzbrojenia” konika. Całość po złożeniu wyglądała tak:
A tu ujęcie detali całego zdobienia – zwróćcie uwagę na te miniaturowe koła zębate i oldschoolową żarówkę na koniku! Tak, wiem, trochę poszalałam :)
Mam nadzieję, że moje najnowsze dzieło Wam się podobało – jeśli tak to dajcie znać, może wykonam jeszcze więcej takich „ciasteczkowych obrazów przestrzennych” :)