Tłusty Czwartek to według mnie najcudowniejsze święto jakie tylko człowiek był w stanie ustanowić. Co prawda sama z siebie potrafię zawsze wymyślić miliony sposobów na uargumentowanie nagłej potrzeby zjedzenia czegoś słodkiego, ale tego dnia jestem totalnie z tego obowiązku zwolniona – co więcej, wręcz nie wypada nie zjeść jakiegoś pączucha :)
Wcześniej może kilka razy w życiu robiłam własnoręcznie inną tradycyjną dobroć – faworki – i zawsze wydawało mi się, że jest z tym tak dużo roboty, a jej efekt tak szybko znika, że nie warto w ogóle się za nie zabierać. I tu był mój błąd – po prostu nie trafiałam na dobre przepisy! Oczywiście nic nie może się równać faworkom, które co roku robi moja babcia, ale wydaje mi się, że moja próba nie była wcale gorsza :)
Przepis jest na prawdę banalny, ciasto na faworki składa się z pięciu (5!) składników, a przygotowanie całej porcji zajęło mi niewiele ponad pół godziny (łącznie ze smażeniem oczywiście).
Składniki:
- 2 szklanki mąki
- szczypta soli
- 4 żółtka
- 3/4 szklanki śmietany 18% (gęstej)
- 1 łyżeczka octu
Mieszamy wszystkie składniki w dużej misce lub na stolnicy/blacie (ja wolę w misce, mniej później sprzątania). Wyrabiamy masę rękoma na jednolite ciasto. Przekładamy ją na stolnicę/blat i ubijamy ciasto wałkiem, aby je napowietrzyć. Jest to dobry moment, aby wyrzucić z siebie wszelkie złe emocje i poznęcać się trochę nad ciastem – ubijamy, zagniatami ponownie, ubijamy i tak przez kilka minut :)
Dzielimy masę na dwie części, aby łatwiej nam się z nimi pracowało. Każdą część bardzo cieniutko rozwałkowujemy (im cieniejsze tym lepsze i delikatniejsze będą później nasze faworki) i wycinamy podłużne paski o wielkości ok. 10 x 3 cm. W każdym robimy nacięcie i przekładamy przez nie jedną końcówkę ciasta.
(źródło)
Faworki smażymy na patelni lub w garnuszku w głębokim, porządnie rozgrzanym tłuszczu z obu stron przez około minutę. Kiedy faworki nabiorą na patelni złotego koloru ostrożnie je wyjmujemy, odkładamy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, który ma za zadanie odsączyć większośc tłuszczu i studzimy je. Jak widać z jednej porcji ciasta udało mi się zrobić dwa talerze chrustów. Oryginalny przepis pochodzi stąd.
Kiedy będą już przestudzone posypujemy faworki cukrem pudrem i z podziwem obserwujemy, jak jeden po drugim zaczynają znikać z talerza :)
Moje faworki smażyłam wczoraj wieczorem i miałam zamiar dopiero dzisiaj przy ładnym, dziennym świetle zrobić im jakąś elegancką sesję zdjęciową, niestety jednak do momentu, w którym do Was piszę, nie został mi ani jeden faworek, więc muszę zadowolić się wczorajszymi fotkami robionymi prawie po ciemku. Aby Wam to wynagrodzić wynalazłam najpiękniejsze zdjęcia faworków w całym internecie i zrobiłam z nich małą galerię. Smacznego!
(źródło) (źródło) (źródło) (źródło)