Róże z papieru jadalnego (te z poprzedniego wpisu) miały być takim bonusem, ale jakoś ciągle siedziało mi w głowie to różowo-fioletowo-pastelowe połączenie kolorystycznie i niestety (lub stety) wylądowało ono ostatecznie na moich paznokciach :) Tak, wiem, na zdjęciach mam już mega odrosty, ale mam na to dobre wytłumaczenie, zobaczycie sami!
Na początku miało być subtelnie i romantycznie. Akwerelowe tło zrobiłam w bardzo prosty sposób – na białej bazie (dobrze wyschniętej i zabezpieczonej bezbarwnym topem) namaziałam różowe oraz fioletowe plamki, które następnie lekko „rozcieńczyłam” zmywaczem już bezpośrednio na płytce paznokcia. Pokazywałam Wam zresztą tutorial live na InstaStory, kto mnie śledzi ten widział :)
Ponosiłam takie akwarelowe paznokcie 3 dni i się znudziłam. Standard. Szkoda mi było jednak robić paznokcie na nowo, zwłaszcza, że całość trzymała się w nienaruszonym stanie. Dodałam więc aztecko-geometryczne stemple i mogłam śmigać kolejny tydzień. Nie żartuję, to chyba mój życiowy rekord, robiłam je w zeszły piątek, a dzisiaj (środa) nadal wyglądają w porządku, poza lekko startymi końcówkami nooo i fatalnym odrostem. Gdyby nie to to mogłabym je zostawić jeszcze na kilka dni :) Właśnie przez to, że moje paznokcie rosną w szalonym tempie po 3 dniach miałam już prawie milimetr wolnej przestrzeni przy skórkach, co niestety widać na zdjęciach. Ale wybaczycie mi chyba, co?
Gdyby ktoś chciał wiedzieć, to płytka do stempli to nr BP-77 z Born Pretty Store (pamiętajcie, że do tego sklepu załatwiłam Wam 10% zniżki z kodem DKPX31, a wysyłka jest zawsze za free). Fajna jest, polecam.
Dajcie znać jak Wam się widzą te romantyczno-akwarelowo-aztecko-geometryczne paznokcie. Ja całkowicie je uwielbiam i aż żałuję, że muszę je (w końcu!) zdjąć :)